Od samego początku wojny losy naszej fundacji są ściśle związane z fantastyczną kobietą, pełną zapału i o ogromnym sercu. Mimo swoich problemów i kłopotów wynikających z życia w nowej wojennej rzeczywistości, ta kobieta stara się pomagać swoim sąsiadom i mieszkańcom swojej wsi a także przytula do serca wszystkie zwierzaki, które bez niej by po prostu zginęły. Regularnie dowozimy im pomoc humanitarną organizowaną z prywatnej inicjatywy przyjaciółki naszej fundacji. Tą cichą bohaterką jest Lidzia. Swoją energią mogłaby obdzielić kilka osób. Pomoc, którą do niej dowozimy, Lidzia pakuje sukcesywnie na wózeczek, niestety nie posiada nawet auta, i rozwozi po naprawdę potrzebujących tej pomocy sąsiadach. Wszystko skrupulatnie po równo dzieli, fotografuje oraz spisuje jak pierwszorzędna księgowa. Niestety takich osób przez całe życie spotyka się niewielu, a szkoda bo mają ogromne serce dla tych najsłabszych i bezbronnych.
Miesięczne archiwum: czerwiec 2022
Siostry Franciszkanki i transport do Krzywego Rogu
Fundacja Szansa na Życie
Po raz kolejny nasza pomoc dotarła do Chmielnika, do Fundacji Szansa na Życie. Inicjatywa wolontaryjna, prowadzona przez panią Olgę, pana Igora i panią Darię. Mają pod swoimi skrzydłami ok. 300 kobiet i dzieci, uchodźców wewnętrznych z rejonów objętych działaniami wojennymi. Pomoc z którą do nich docieramy zostaje tam na miejscu i jest rozdysponowana w ośrodku prowadzonym tam na miejscu. Naszym celem od samego początku było docieranie bezpośrednio do potrzebujących aby mieć pewność, że pomoc trafia tam gdzie powinna.
Mikołaj w terenie – nie pytajcie gdzie ani kiedy
Długo zastanawiałam się, czy którekolwiek z tych materiałów powinnam udostępniać. W końcu po konsultacji z kilkoma osobami i prześledzeniu zawartości, dostajecie wersję skróconą.
Nie pytajcie gdzie, ani kiedy były robione. Daleko. To jedyna odpowiedź jakiej mogę Wam udzielić. W sumie – nie. Mogłabym Wam powiedzieć dużo więcej, ale to jedyna, którą chcę się z Wami podzielić. Przy czym zostawiam opis i krótkie wyjaśnienia, żeby pominąć etap pytań w komentarzach.
– nie zamazujemy twarzy osób na zdjęciach i filmach. Ci ludzie wiedzą co robią, nie są to nagrania z ukrytej kamery i to ich decyzja, że chcą się na tych materiałach zaprezentować. Ja tą decyzję szanuję, niezależnie od tego, czy Wam się to podoba, czy nie.
– określenie „taktyczne” jakie pojawia się w filmiku, odnosi się do takich rzeczy jak: zapasowe podkoszulki, bluzy, spodnie, latarki -> wszystko to, co nie mieści się w kategorii spożywczej, czy medycznej, a NIE jest sprzętem militarnym.
Dlaczego w ogóle się pojawiają? Żył ktoś z Was kilka tygodni w lesie, bez dostępu do cywilizacji i musiał poruszać się nocą? Wyobrażacie sobie nie mieć przy tym własnego źródła światła w postaci choćby małej, ręcznej latarki, żeby znaleźć coś w plecaku? Albo czy ktoś z Was siedział na biwaku w jednej koszulce przez 2-3 tygodnie? Fajnie? Niekoniecznie… A Ci ludzie siedzą w okopach już któryś tydzień. W lesie. Tak po prostu. Nie ma prądu, nie ma pralki, brakuje wody do picia, nie wspominając o jakiejkolwiek przepierce. Nie mają dostępu do magazynów, bo miejscami standardowe dostawy są przerwane.
Mikołaj to dowódca konwojów z dużym doświadczeniem i jeszcze większej odwadze. Od początku tej fazy wojny (dla wyjaśnienia, nie, nie zaczęła się w lutym, trwa już kilka lat) jeździ w najtrudniejsze i najdalsze rejony w jakie można się dostać. Z prywatnej zbiórki i swoich oszczędności zakupił samochód terenowy, który pozwala mu dostać się w miejsca, gdzie nawet wojskowy transport nie dojeżdża. Często przedziera się przez tereny pod mocnym ostrzałem. Jeździ przez lasy, przekracza potoki, żeby ominąć rejony kontrolowane przez wroga. Wszystko po to, żeby dostać się do ukraińskich żołnierzy, dla których miejscami jest jedyną nadzieją. Wozi ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy: rzeczy medyczne, jedzenie, wodę, czasem naprędce zorganizowane czyste ubrania (koszulki, bluzy, spodnie, kurtki mundurowe – co uda mu się zdobyć). W drogę powrotną zabiera rannych. Żebyście mieli pełny obraz sytuacji: grad sypie się gęsto, tam nie ma szpitali, lekarzy, są co najwyżej medycy udzielający pierwszej pomocy, którym i tak już dawno skończył się zapas środków opatrunkowych, brakuje apteczek.
Wstawka:
Na najbliższym bazarze, Mikołaj zakupił (poza jedzeniem i medykamentami): 50 podkoszulek, 10 kompletów spodni + bluza, 5 panemek. Dlaczego tam? Ponieważ na front stamtąd jest 3h jazdy.
Trwają rozmowy z producentem podobnych rzeczy, żeby dowieść chłopakom większą ilość. Trzymajcie się tam!
Są ranni. Niektórzy bardzo ciężko. Mikołaj zawozi ich do najbliższego czynnego szpitala. Nie wszyscy dają radę. Dla niektórych pomoc przybywa i tak zbyt późno. Mówi się o liczbach, zabitych i rannych żołnierzach. Tylko czy ktokolwiek z Was miał na rękach umierającego człowieka? Ktokolwiek był przy nim i dawał z siebie wszystko, żeby tylko dowieść go na czas do szpitala, żeby mogli go uratować? Ktokolwiek patrzył, jak odchodzi?…
To trzeci miesiąc, jak Mikołaj jeździ na wschodzie. Nie, nie wraca już za każdym razem do Polski. Wozi na okrągło zaopatrzenie i przywozi rannych. Odwozi ich do szpitala, jedzie kawałek dalej na najbliższy, czynny bazar, kupuje co może (mimo, że ceny są dużo wyższe) i wraca na front. Co kilka tygodni przyjeżdża do Polski, żeby naprawić samochód i zabrać większe ilości zaopatrzenia. Czasami ktoś mu dowozi medykamenty, które ma na liście zapotrzebowania, a nie jest w stanie ich dostać na miejscu. Tak w kółko. Od trzech miesięcy. Jest jednym z tych, którzy zostali. Po takim czasie, obcując z grozą wojny, widząc wokół siebie tragedię i rozpacz ludzi, którzy stracili najbliższych w okropny sposób, można się albo załamać (wtedy kończysz pracę i wracasz na bezpieczną stronę granicy), albo znaleźć sposób zdystansowania się. Dla wielu jest to humoreska. Zgodnie ze starym powiedzeniem, że w niektórych sytuacjach można się albo śmiać, albo płakać. Osobiście cieszę się, że Mikołaj nie stracił hartu i pogody ducha. Jeśli tylko pozwalają mu one przetrwać i dalej brnąć w tą gigantyczną, heroiczną pracę jaką wykonuje, to mogę mu tylko gratulować.
Niech nikt z Was nie waży się nawet krzywo spojrzeć na osoby, które są i działają TAM, niosąc pomoc, a podchodzą z dystansem i śmiechem do otaczającej ich rzeczywistości. Nie macie tego prawa. Nie macie prawa ich osądzać. Dopóki nie przejdziecie tego co oni. Niezależnie od tego, czy chodzi o Mikołaja, czy kogokolwiek innego.
Po takim wstępie mam nadzieję, że zrozumiecie mój przekaz.
UWAGA! Na filmach pojawiają się słowa niecenzuralne. Jeśli Ci to przeszkadza – zrezygnuj z dalszego przeglądania tej relacji.
Mikołaj na pozycjach bojowych. Zaopatrzenie przywiezione, teraz po rannego.
Tak wygląda trasa, jaką trzeba pokonać, żeby dostać się na miejsce.
Iiiiiiii tak… przygodna rakieta, która jakimś cudem spadła obok samochodu i nie rozerwała wszystkich wokoło na strzępy, też się czasami napatoczy.
Po drodze trzeba się przepakować. Dalej dojedzie już tylko samochód terenowy. Reszta trafi do bliższej jednostki.
Bluzy mundurowe zakupione przez Mikołaja oraz buty za kostkę dla chłopaków, przywiezione z Polski. Jakieś 3 godziny jazdy od linii walki, można trafić na bazarze ubrania w malowaniu wojskowym. Nie pytajcie dlaczego. Tak po prostu jest.
Medycyna pola walki – głównie. Plus kilka plecaków dla medyków, żeby mieli to w czym nosić na froncie.
Relaksujący spacer w otoczeniu zieleni, przy dźwiękach przelatujących nad głową pocisków.
A tak wygląda miejsce, gdzie taki pocisk trafi. Trzeba mieć stalowe nerwy, żeby ze świadomością faktu, że następny może trafić w Ciebie, siedzieć tam tygodniami.
Zwierzęta też mają źle. Zagubione psiaki szukają schronienia i wsparcia u ludzi, których znajdą.
Tak wygląda jazda, jeśli chcesz dostać się TAM.
Losy Mikołaja możecie śledzić na jego Instagramie (Mikołaj Krawiecki – Instagram)
Jeśli zobaczycie go gdzieś na trasie – nie ważne gdzie, czy w mieście, czy na drodze, czy w Ukrainie, czy w Polsce, zatroszczcie się o niego proszę. Jak jest zawalony pracą i w ferworze akcji, kanapka na drogę to dobra rzecz. Jak gdzieś nocuje w samochodzie, albo kątem w opuszczonej saunie, załatwcie jemu i reszcie ekipy jakiś ciepły obiad o ile zdołacie. Przypilnujcie, żeby zadbał też o siebie, bo jedzie na oparach energii, a ta i tak jest przesyłana od Was. Wasze wsparcie niezwykle dużo daje i nie tylko to materialne, ale też Wasza akceptacja wyrażana w prostych słowach uznania.
Mimo, że pokazuję głównie Mikołaja, pamiętajcie proszę, że on nie jeździ sam. Za takimi wyjazdami stoi szereg ludzi, którzy na różnych etapach i w różny sposób przyczyniają się do sprawnego funkcjonowania całej operacji. Między innymi Wy – którzy wspieracie nas materialnie. Przez wsparcie finansowe, rzeczowe, czy organizacyjne. W imieniu całego zespołu serdecznie Wam dziękuję i nadal proszę o wsparcie. Wojna się nie skończyła, mimo, że jesteśmy wszyscy potwornie zmęczeni. Działamy dalej. Nie zapomnijcie o nas.
Szereny
Konwój dotarł do parafii w Brajłowie – opowieść Łukasza
Cześć!
Pewnie niektórzy zauważyli duże przerwy w publikacji treści. Tak, są. Przyczyny? Brakuje nam ludzi. Dzieje się coraz więcej (wręcz lawinowo), a ludzi ciągle za mało. Do publikowania treści również. Ale to na inny raz. Dziś przedstawiam Wam relację Łukasza i jego przemyślenia po kolejnej już trasie z pomocą, która dotarła do Ukrainy. Dzięki niemu możecie zajrzeć wgłąb problemów, które są tam – w kraju objętym wojną. Przypuszczam, że o niektórych nikt z Was nawet nie pomyślał, nie mówiąc już o uświadomieniu sobie jak bardzo zmieniają tamtejszą rzeczywistość.
Szereny
Łukasz Aranowski
30 maj 2022
4 rano w niedzielę. Rekordowo szybka odprawa na przejściu w Budomierzu – zaledwie 30 minut na granicy. To mój nowy rekord.
W niedzielę, w samo południe (czasu UA) dotarliśmy do kościoła w Brajłowie.
Konwój w komplecie. Prowadziłem stojącego na czele konwoju Peugeota Boxera.
Gdy dojechaliśmy akurat kończyła się msza. Było więc mnóstwo rąk do pomocy i samochody zostały rozładowane w 20 minut.
Resztki zabudowań dawnego klasztoru. Sowieci przez 70 lat swojego panowania w tym miejscu planowo niszczyli wszelkie ślady działalności kościoła katolickiego.