Dla części z Was, lipiec był zapewne wspaniałym miesiącem wakacji. Pełnym zabaw na plaży, spotkań w gronie znajomych, górskich eskapad, czy zagranicznych wycieczek. Ot, wakacyjny urlop. W takich okolicznościach można zapomnieć o całym świecie. O troskach i problemach. Nie wszystkim jednak jest dane cieszyć się beztroską i chwilą wytchnienia. Są tacy, dla których przeżyć kolejny dzień, to wielkie wyzwanie. Gdzie nie mając nic, borykają się z problemami nieznanymi z naszego codziennego świata – gdzie nie toczy się wojna, czysta woda płynie z kranu, a lodówka zawsze coś tam w sobie chowa (i jest, bo to też dla niektórych rarytas – ta działająca lodówka).
Do takich właśnie ludzi docieramy z pomocą zawożoną na Ukrainę. Tą, którą nam przekazujecie i tą, za którą kupujemy brakujące rzeczy i zawozimy gdzie trzeba. Nie wiem, czy to dużo, czy mało. W skali potrzeb – kropla w morzu. Na skalę pojedynczego człowieka – wytchnienie. Czasami docieramy do miejsc przez innych zapomnianych. Gdzie skończyła się nadzieja… i już zostajemy. A raczej, oni zostają w naszej pamięci i trafiają na listę miejsc, w które wracamy z kolejnymi transportami. Jednym z nich jest Iwanicz z jego mieszkańcami, gdzie duszą Akcji pomocy sąsiedzkiej jest Natasza. Mimo, że cały czas mam wrażenie, że to, co robimy, to za mało, to cieszę się, że przynajmniej dla niektórych, przywozimy choć małą iskierkę nadziei. A tej nadziei nie udało by się rozniecić gdyby nie Natasza. Działająca na miejscu, będąca sercem sąsiedzkiej pomocy dla wielu potrzebujących. Opowieść o niej i jej podopiecznych złożą tym razem słowa Agnieszki Strzeleckiej.
Poznajcie Nataszę – lokalną bohaterkę Iwanicz

Koordynatorem całej akcji jest Natasza (Наталия Кривенюк). Przez kilka lat opiekowała się naszymi umierającymi dziadkami, stąd ją znamy. Gdy dziadkowie odeszli, wróciła do Ukrainy, gdzie rok później wybuchła wojna. Zadzwoniła do nas z prośbą o pomoc. Ta sytuacja jest dla niej bardzo trudna, bo zawsze była samodzielna. Natasza to bardzo ciepła i życzliwa kobieta o gołębim sercu. Pełna energii, uśmiechnięta i zawsze chętna do pomocy.

Ma syna i córkę, mąż jest na wojnie. Nie mogła wyjechać z kraju, bo opiekuje się schorowanymi rodzicami. Jest bardzo zaangażowana w pomoc sąsiedzką – w szczególności pomaga osobom starszym, którzy są pozostawieni sami sobie, dzieciom i niepełnosprawnym. Walczy o ich lepsze życie, bo jak nam powtarza: “Dała im nadzieję i to jedyne co teraz mają”. Gdy przyjechał pierwszy transport z Fundacji Historia Vita mówiła, że ludzie płakali. Ci ludzie myśleli, że świat o nich zapomniał, że albo umrą z głodu, albo Ruskie ich zabiją. Żyli bez nadziei. Każdy, nawet najmniejszy gest, znaczy dla nich bardzo wiele i wiąże się też z odpowiedzialnością. Natasza mówi, że czuje się za nich odpowiedzialna. Samopomoc sąsiedzka pozwala im przetrwać. Na zdjęciach – Nataszka w akcji.

To roczny chłopczyk, którego z samego rana przywieziono do szpitala tak jak stał, bez niczego. Ma roczek. Został odebrany mamie, ale nie wiem w jakich okolicznościach. Kilka godzin później przyjechała do niego Nataszka z pomocą z Fundacji. Dostał kilka zabawek, do których będzie mógł się przytulić. Miejmy nadzieję, że w nocy będzie mu łatwiej usnąć – nie mając co prawda mamy 🙁 ale mając pluszaczka… Został również zaopatrzony w środki czystości i wózek. Na chwilę wystarczy.

Sąsiedzi i przyjaciele Nataszy, którzy pracują jako wolontariusze. Pomagają rozdzielać produkty dla najbiedniejszych.

Dzieci pomagające sortować zabawki. Chwila beztroski, gdzie nie myślą o wojnie. Natasza mówiła, że widok ich, bawiących się i dokazujących łamał serce. Patrząc na nich można by pomyśleć, że wojny wcale nie ma. Był to dla nich wyjątkowy dzień.

Strażacy. Otrzymali dary, które posłużą im do różnego rodzaju interwencji – m.in pożarów, wypadków. Zapasy już dawno im się skończyły, więc pomoc Fundacji spadła im dosłownie z nieba.

Ludzie z Domu Opieki, najbardziej potrzebowali pieluch dla osób starszych, ręczników. Bardzo tam biednie. Natasza jest tam wolontariuszem.

To jest matka i córka. Matka nie chodzi, córka jest po udarze. Bardzo biedna rodzina.
Agnieszka Strzelecka
Takich miejsc, gdzie przyjeżdżają uchodźcy wewnętrzni ze wschodniej części Ukrainy, ale również lokalni mieszkańcy mają trudności z przetrwaniem, jest w całej Ukrainie bardzo dużo. Nie tylko w jej wschodniej części. Bliżej naszej granicy – również. Pomagamy, gdzie możemy. Często wpisujemy takie miejscowości na naszą listę stałej pomocy. Nie tylko w rejonie frontu, gdzie spadające bomby są standardem. Staramy się dostarczać przesyłane przez Was dary tam, gdzie są najbardziej potrzebne w danej chwili i gdzie jesteśmy w stanie je dowieźć.
Ponieważ liczba tych miejsc wzrasta z miesiąca na miesiąc, szykujemy się do reorganizacji. Chcemy być bliżej nich i szybciej reagować na pojawiające się potrzeby. Dlatego część Akcji przeniesiemy niedługo na teren Ukrainy i stamtąd będziemy rozwozić zaopatrzenie. By być bliżej. By docierać tam gdzie trzeba szybciej i lepiej wykorzystać nasze możliwości, które mamy dzięki Wam i Waszemu wsparciu. Dzięki Tobie i każdemu, kogo zachęciłeś do pomocy. Sami nie zrobilibyśmy prawie nic, albo niewiele.
Nataszko – trzymaj się tam. Jesteś wspaniała i to, co robisz, jest niesamowite. Panowie strażacy, sąsiedzi i wolontariusze – dziękujemy. Będziemy pomagać jak możemy. Dbajcie o Nataszkę i siebie nawzajem, bo to, co robicie, jest nie do przecenienia.
Drogi czytelniku, widzu, może klikaczu, którego wzrok na moment zawisł na tej relacji.
Jeśli uważasz, że to co robimy, należy kontynuować i ma sens, podziel się tą relacją, a jeśli chcesz nas wesprzeć, klikaj poniżej. Nawet drobna wpłata pozwoli nam kupić litr paliwa więcej i dojechać kawałek dalej.
Szereny


