Piszę po sześciu dobach praktycznie nieustannej pracy na rzecz Ukrainy. Zaczęło się od prośby przyjaciela. Chciał wyciągnąć swoją rodzinę. Wystartowała wojna. Najpierw jedna żona z dziećmi. Jak tylko wieść się rozeszła, przyszło kilku innych z prośbą, aby ich żony i dzieci również przywieść do Polski. Zanim jeden samochód osiągnął cel, już wyjeżdżał następny. Jeszcze świat nie wiedział, że wojna w ogóle jest. Niektórzy traktowali informacje o wtargnięciu Rosjan na teren Ukrainy jako żart. Fake News. Pierwszy samochód na miejscu. Z trzech osób zrobiło się 5, bo jeszcze sąsiadka z kilkumiesięcznym dzieckiem. Jadą do granicy. Ściśnięci, stłoczeni, ale zdeterminowani prą dalej. Następni już pytają, czy można im pomóc dostać się do Polski. Przed nocą dociera drugi samochód. Znów więcej chętnych niż miejsc. Polska już wie. Facebook huczy i są chętni do pomocy.Akcja racje żywieniowe – jak to właściwie było?